czwartek, 7 lipca 2016

Pół roku minęło jak jeden dzień...


Założyłam bloga po raz "enty" (no może w dziesiątce się zmieściłabym). Jednak niektórych przywar nie da się z natury człowieka wykorzenić. Lipiec w pełnej krasie (stąd czerwone porzeczki, których w ogrodzie pod dostatkiem). A więc odpowiedni czas na ... weryfikację postanowień noworocznych.

Primo. Miałam ostro ćwiczyć. 
I ćwiczyłam, sumiennie, przez cały styczeń. Najsmutniejsze jest to, że efekty były (-5 kg), a ja zamiast pójść za ciosem, przeprosiłam się z kanapą i telewizorem. Może gdyby sama Ewa Chodakowska zasadziłaby mi kopa w tyłek...

Segundo. Miałam ograniczyć zakupy do absolutnego minimum.
HAHAHAHAHAHA. Impossible. Udało mi się "zlikwidować" dwie szafy z butami i dwie z ubraniami. Nie robię list must have z miliardem pozycji. Ale nadal kupuję, niekoniecznie to czego moja szafa potrzebuje.

Tertio. Miałam popracować nad systematycznością. 
Jak widać po częstotliwości pojawiania się postów na blogu...nie bardzo mi się udało.

Ale, ale. Żeby nie było, że jestem totalną ofiarą postanowień noworocznych, kilka punktów (no dobra w sumie to 1 i 1/2) udaje mi się realizować. A więc regularnie biegam. Chyba nawet za dzieciaka trenując w klubie nie byłam aż tak zdeterminowana i sumienna. Założyłam sobie, że w 2016 roku przebiegnę 1500 km. 668,306 km już za mną. Żeby być całkowicie szczerą najdłuższą przerwę między treningami miałam ok 9 dni (sesja). Drugi, chyba nawet wbrew pozorom, większy sukcesik - owsianka z owocami na śniadanie. Codziennie. Może dla niektórych to niezbyt wielki wyczyn, ale nie pałałam wielką miłością do płatków z mlekiem, nigdy. Na szczęście udało mi się je ujarzmić, a co za tym idzie, prawie całkowicie odstawiłam jasne pieczywo. Niestety nie jest to dieta pełną gębą, bo szczególnie ostatnimi czasy, popołudniami nachodzi mnie ochota na jakiś kulinarny grzeszek (czyt. cała paczka chips'ów Lays Fromage).




W czym tkwi sekret nabijanych kilometrów? Otóż oznajmiam, że z numerem 266 wystartuję w październiku w poznańskim maratonie. Nie wiem czy to decyzja słuszna, ale myślę, że po prostu chcę wykorzystać to, że mam czas na przygotowanie się. Czy odpowiednie, okaże się. Wiem jedno, że chociażbym miałam doczołgać się do tej mety, zrobię to (bo wtedy będę miała szansę wziąć udział w loterii i wygrać 1000 zł niah niah niah). A tak poważnie, pakiet startowy to cała stówka, dla niektórych niewiele, dla mnie znacząca kwota (dwie pary butów na promce w Deichman) i nie chcę jej zmarnotrawić.

Teraz nie mogę wymówić się sesją (zaliczona). Intensywny trening by się przydał (Piotrek kończy roczek, wypadałoby się wbić w kieckę, którą zamówiłam). Zapędy zakupowe pohamować (trzeba uzbierać na czesne, bo takim staruchom jak ja nie należy się stypendium naukowe). I znaleźć czas na odrobinę przyjemności (nie ma sesji, nie ma nauki), co już ostatnimi czasy mi się udało...


Szkoda tylko, że nie umiem delektować się książką, tylko pochłaniam całość w jeden, ewentualnie dwa dni gdy ma małą czcionkę i więcej niż 300 stron ;p.

4 komentarze:

  1. Wróciłaś! Super!!!:)
    Z postanowieniami noworocznymi tak już zwykle bywa, że większości z nich nie udaje się zrealizować, ale u Ciebie i tak jest nieźle, bo biegasz regularnie.
    Ograniczenie zakupów do minimum - to chyba niemożliwe;p
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie "ograniczenie zakupów" nawet to głupio brzmi ;) Dobrze, że ktoś się ze mną zgadza :D Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. 1500 km?
    Czyste szaleństwo jak dla mnie, ale trzymam kciuki za Ciebie ;)
    No i ta owsianka... gratulacje! Ja co prawda lubię.. Ale lubię też białe pieczywo, dlatego wiem czego dokonalas! Ja kiedyś miałam okres, że na śniadanie piłam szejka zawsze ;)ale to kiedyś...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Wiesz, to 1500 wydaje się dużo, w rzeczywistości samym regularnym bieganiem taka liczba wyjdzie naturalnie :) Pewnie gdybym nie opuściła kilku dni byłabym już na półmetku. Pozdrawiam :)

      Usuń