czwartek, 20 października 2016

Od porodu do maratonu


Zdaję sobie sprawę jak beznadziejnym bloggerem jestem. Systematyczność chyba nie jest w tym wypadku moją mocną stroną, ale czy aby na pewno?


Ja i maraton.

Kiedy w 2011 roku po raz pierwszy wzięłam udział w zorganizowanym, masowym biegu ulicznym, padło na bodajże 5. Półmaraton Słowaka w Grodzisku Wielkopolskim. Potem były jeszcze Szamotuły i Poznań. W głowie pojawiła się nieśmiała myśl, a może maraton? 
2012 - Serce mówiło tak, rozum niekoniecznie. Ostatecznie ten drugi wygrał, bo w tamtych czasach systematyczność w treningach moją mocną stroną nie była.
2013 - Chciałam bardzo. Tylko trenować się nie chciało.
2014 - Na prawdę bardzo chciałam. Niestety termin poznańskiego maratonu wypadał na niedzielę...tuż po moim własnym weselu.
2015 - Chciałam, ale 2,5 miesiąca po porodzie mogłam jedynie puknąć się w czoło...


Kiedy urodzisz dziecko nie będziesz mieć na nic czasu. 

Kiedy jednak w ciąży roztyjesz się jak wieloryb, na trening znajdziesz czas choćby w środku nocy.  Dziecko nie może być wymówką do nic nie robienia. Dobra, nie będę kłamać. W nocy to ja śpię. Jednak dodatkowe kilogramy tak mnie uwierają, że biorę się ostro do roboty. Zaczynam biegać. Początkowo skromnie po 4 km. Trochę ćwiczę. Efekty marne. Święta Bożego Narodzenia były kumulacją wszelkich frustracji związanych z niepowodzeniem (w szafie czeka cała masa ubrań, które kupowałam w ciąży rozmiar mniejsze, bo przecież szybko schudnę, haha). Jadłam za dwóch. Waga po była bezlitosna. 

Noworoczne postanowienia są po to żeby je łamać.

Miałam ich kilka. W jednym trwam do dzisiaj. Pewnie dlatego, że zostało bardzo szczegółowo sprecyzowane. Nie jakieś tam będę ćwiczyć. Schudnę. Ja miałam po prostu przebiec w 2016 roku 1500 km. Nadal zostało mi prawie 350 km, ale przecież rok się jeszcze nie skończył.



Czy można biegać bez celu?

Pewnie można. Ale ja nie potrafię. W październiku te moje 4-kilometrowe wypady zabierały mi ponad 36 minut. Ponad 8 min/km. Za każdym razem kiedy pomyślałam, że 5 lat wcześniej przebiegałam półmaraton w tempie 5:30/km sama się nie mogłam nadziwić jaka wtedy byłam dzika kuna. Teraz się toczyłam. Ale ważne, że byłam ciągle w ruchu. Cel 1500 km w ciągu roku to wielka sprawa, ale długoterminowa. A ja potrzebowałam czegoś z krótszym terminem. 

5-10-15

Nigdy nie biegałam ani 5, ani 10 km. Bałam się. W półmaratonie chodzi(ło) mi o ty by się sprawdzić. Na dychę biegniesz na czas. Na piątkę tym bardziej. Jadąc nad poznański Staw  Olszak po cichu marzyłam o złamaniu 25 minut. I dobrze, że nie powiedziałam tego wtedy głośno, bo życie bywa okrutne, tak jak niektóre trasy biegów ;). Górki, podbiegi, wąskie ścieżki, wymijanki w krzakach - szybko zweryfikowałam swoje możliwości i w duchu modliłam się aby na mecie być szybciej niż w 30 minut. Udało się. Ale nadal dołująca była myśl, że kiedyś potrafiłam szybciej. Większy stres pojawił się przed pierwszą dychą. Pamiętam, że na poznańskim maratonie na półmetku zegarek pokazywał mi 55 minut. A teraz na treningach długo nie potrafiłam złamać godziny. Jednak na zawodach jest inaczej, adrenalina działa. 54:49. Nie jest źle. 






To był maj....2016

Maraton w 2017 roku. 2017 to dobry czas. Przygotuję się.  Ale wewnętrzny głos mówił mi, że jeśli nie zrobisz tego teraz, nie robisz tego nigdy. Raz się żyje. Biegnę Poznań Maraton nr 17, w roku 2016...

Jak się dobrze przygotować do maratonu.

Nie wiem. Plan treningowy ściągnęłam z internetu. Za systematyczność dostałabym dobrą czwórkę.  Za realizację zgodnie z wytycznymi trochę mniej. Matko, na co mi te podbiegi, przebieżki? Nie sprawdziłam też formy w półmaratonie.  Nie chciałam się dołować.  3 tygodnie przed startem zrobiłam najdłuższy trening w historii ever. 30 km. W ponad 3 godziny. Ponoć nie powinnam tak długo biegać na treningach. 



Został mi tylko tydzień..

Czułam się dokładnie tak jak tydzień przed porodem. Wujka google odpalałam przynajmniej 10 razy w ciągu godziny, w końcu kto wie lepiej jak nie on. Byłam jak tykająca bomba. Po odebraniu pakietu startowego wiedziałam już, że nie ma odwrotu. Koszulki maratońskiej nie przymierzyłam nawet. Założę ją dopiero wtedy kiedy na nią zasłużę. Ostatnia myśl? Mam nadzieję, że mój maraton będzie krótszy niż mój poród (4.34 od momentu "odeszły mi wody").

9 października 2016 roku. Godzina 8.55. Stoję na starcie. Wśród prawie 6000 biegaczy. Mam ochotę się rozryczeć. Zaczyna się odliczanie 5,4,3,2,1... 
Nie, nie, jeszcze nie ruszam. Najpierw trzeba się dokulać do linii startowej. Zajmuje mi to jakieś 7 minut. Z hakiem. W końcu ruszam. Spełnić swoje marzenie.




4 komentarze:

  1. Przebiegłaś w tym roku 1150 km - wow! jestem pod wrażeniem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam i jestem pod ogromnym wrażeniem :)
    Pozdrawiam :)
    www.evelinebison.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo grunt to się przełamać :) gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje :) i sportowych osiągnięć i realizacji swoich marzeń jako Mama. Myślę, że mama, która ma czas zadbać o siebie, ma więcej entuzjazmu i energii przy opiece nad dzieckiem :)

    OdpowiedzUsuń