piątek, 29 kwietnia 2016

Jak być mamą i studiować? Część 1.




Ja i studiowanie to długa i zawiła historia. Bo raz już studentką byłam, swoje przeżyłam (tzn to co każdy student przeżyć musi - if you know what I mean :)). Doskonale pamiętam dzień (ale nie pamiętam daty), w którym obroniłam moją jakże twórczą pracę o imprezach kulturalno-sportowo-turystycznych. Wyszłam z sali egzaminacyjnej i pierwsza myśl "już NIGDY nie będę się uczyć". Ale jak to mówią, nigdy nie mów nigdy.

4 lata później. Tydzień przed terminem porodu.

Najprawdopodobniej pod wpływem hormonów (wszystkie ciężarne zawsze będą wszystko zwalać na hormony) stwierdziłam, że w sumie, to mogłabym jeszcze sobie coś postudiować. A tak na poważnie, to nie coś, cosik, cokolwiek a filologię angielską. W końcu tyle lat wbijali mi do głowy gramatykę i słówka, że aż robiąc sobie rachunek sumienia ile się uczyłam a ile z tego pamiętam, poczułam się zażenowana poziomem mojej wiedzy. Nie będę ukrywać, że mimo, iż zawsze byłam przeciwnikiem Wyższych Szkół nie wiadomo czego, to tym razem tylko taka uczelnia wchodziła w grę. Był już koniec lipca. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Dwa dni później byłam już oficjalnie przyjęta na I rok anglistyki. Przy okazji dołożyłam sobie język szwedzki (może się przyda, papier będzie, a i taniej niż na kursie wyjdzie). Zamiast szykować się do porodu, wyciągnęłam moją 15-letnią Grammar in use i zaczęłam odświeżać nieco pamięć. 

Oczywiście kiedy Piotrek zawitał na świecie, książka, brzydko mówiąc, została pierdalnięta w kąt. Dwa miesiące zleciały. Pierwszy zjazd. Potem pierwsza sesja.

(...)

Mamy koniec kwietnia, a ja nadal studiuje. Co się nie da jak się da :) Oczywiście wiem, że nie ja jedna jedyna matką będąc studiuję sobie. Jednak mimo to, tylko jedna osoba nie miała wątpliwości, że uda mi się to wszystko w miarę przyzwoicie ogarnąć - moja mama. I dzięki Ci mamo za to, że podsunęłaś mi ten szalony pomysł, żeby przed trzydziestką z widmem hasającego po domu brzdąca przykuć się do książek.

Weekendy ze zjazdami są moimi ulubionymi dniami w miesiącu (wiem, że brzmię jak wyrodna matka). Nie muszę gotować obiadu. Mogę się wyspać. Mogę bezkarnie nażreć się w maczku. Mogę spotkać się z koleżankami. A, że przy okazji się czegoś nauczę... Jak dla mnie rewelacyjna odskocznia od pampersów, wrzasków i  porozrzucanych wszędzie zabawek.

A najfajniejsze w tym wszystkim jest poczucie, że jestem tam, bo CHCĘ. A nie muszę. Bo rodzice kazali. Bo wszyscy studiują. Itd.

Niestety studia zaoczne mają to do siebie, że wymagają wiele wkładu własnego i sumiennej pracy w domu. Póki Młody się nie przemieszczał samodzielnie, mogłam się uczyć, uczyć i uczyć, dać butlę, zmienić pampersa i dalej uczyć. To co dobre nie trwa wiecznie, jeszcze wczoraj wierzgał w brzuchu a dzisiaj ledwo oko otworzy a już w łóżeczku na baczność stoi.  Jakoś jednak udało mi się wypracować sposoby, na to by na zajęcia być zawsze przygotowanym.


I po tym przydługawym wstępie, przejdźmy do sedna sprawy.

Po pierwsze, dziecko ma nie tylko mamę. Oczywiście generalizuję, przypadki bywają niestety różne.
W czasie sesji uczyłam się na prawdę sporo. Zawsze znalazł się ktoś chętny do opieki nad Piotrkiem. Dziadek weźmie na spacer, tata pobawi się z ukochanym synkiem, czy to babcia weźmie na piętro. Zabawne jest to, że za każdym razem pytano mnie "jak masz zjazd to mały jest z babcią?" -hmm no tak czasami z babcią zostaje, ale generalnie zostaje z tatą (co zawsze, ale to zawsze dziwiło moich rozmówców). Tak więc drogie mamy, nie pozwólcie aby ojcowie Waszych pociech wymigiwali się od opieki i pomocy Wam, w końcu to krew z ich krwi.

Ucz się z dzieckiem.
Prawdę mówiąc czasami mój kilkumiesięczny syn zachowaniem przypomina rozkapryszonego nastolatka, zabawki nie te, coś chce, ale chyba sam nie wie co. Wtedy biorę go na kolana i ćwiczymy fonetykę. Dzieci są wyjątkowo rezolutne, mam wrażenie, że on wie, że mama gada w jakimś innym języku. A największe rozbawienie wywołały w nim do tej pory szwedzkie liczby. 

Zorganizuj sobie czas.
Dobra organizacja to klucz do sukcesu. Wiadomo, że dzieci lubią sobie pospać (czego ogromnie im zazdroszczę, śpią kiedy chcą). Kiedy Piotrek ma drzemkę, ja łapię za książki i wkuwam. Pozostałe obowiązki, które nie wymagają ode mnie 100 % skupienia (jak chociażby gotowanie, sprzątanie) robię w towarzystwie Piotrusia. Najbardziej lubi kiedy opróżniam zmywarkę :)

Połącz przyjemne z pożytecznym.
Wiadomo, czasami świeżo upieczonej mamie brakuje pospolitych rozrywek jak książka czy film. Idąc za ciosem, wybieram teraz literaturę i filmy anglojęzyczne.

Wstań godzinę wcześniej, idź spać godzinę później.
Niestety nauka wymaga poświęceń. A do tego najmłodsi potrafią nam zafundować nieprzespane noce. Ale bez pracy nie ma kołaczy, bez poświęceń nic nie osiągniemy.  Nie chodzi mi o to, żeby zarywać noce kiedy w rzeczywistości padamy na pysk. Jednak chyba dwie, trzy godziny w tygodniu nie będą aż takim wyzwaniem.

Bądź konsekwentna.
Pół godziny dziennie poświęcone na naukę zdziała na egzaminie większe cuda niż zarwana nocka przed. Z dziećmi bywa różnie, nie odkładaj nauki na ostatnią chwilę, bo maluszek może się rozchorować, a wtedy wiadomo, że nic nie jest ważniejsze niż zdrowie i dobre samopoczucie Twojego dziecka.

Wykorzystaj chwilę.
Idziesz z dzieckiem na spacer do parku? Weź notatki ze sobą. Pociechę pochłonęła zabawa? Wykorzystaj ten ogrom czasu 15 minut i przeczytaj ostatni wykład. 

Szanuj swój wolny czas.
Dziecko zasnęło, a Ty pierwsze co robisz to odświeżasz fejsa, padasz na łóżko i generalnie zajmujesz się nic nie robieniem? Niedobrze. Bardzo niedobrze. Wiem po sobie, że kiedy tylko Piotrkowi opadną powieki najchętniej sama wskoczyłabym pod ciepły kocyk i zmrużyła oko. Jednak co to to nie. Pokaż swojemu dziecku już od najwcześniejszych lat, że ciężka praca popłaca :)

Lektura adekwatna do wieku ;p Ale po angielsku :)


Mnie osobiście najbardziej do nauki motywowało stypendium naukowe. Niestety po sesji uświadomiono mnie, że bez względu na wyniki z egzaminów mi ono nie przysługuje. Przykre ale prawdziwe.

Cóż mogę dodać na zakończenie. Dzięki studiom czuję, że mogę dalej spełniać swoje marzenia, swoje pasje, a przede wszystkim mogę to pogodzić z wychowywaniem dziecka. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przekalkulowała tego na swój sposób: w przyszłości moje dziecko nie będzie musiało chodzić na żadne kursy językowe, bo mamusia będzie go katować angielskim w domu :D Jaka to będzie oszczędność :)

9 komentarzy:

  1. O, ja też jestem anglistką, na szczęście już po studiach :) Powodzenia! Dużo Ci zostało? Swoją drogą, właśnie skończyłam pracę, i mam tyle roboty w domu, że nie wiem od czego zacząć, jakbym miała się jeszcze uczyć, to naprawdę nie wiem kiedy. No to co ja tu robię? Do roboty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero pierwszy rok, a gdzie tu koniec :) A potem myślę hobbistycznie o hispanistyce. Zobaczymy :) Jeszcze korzystam z uroków macierzyńskiego, więc wyzwanie pogodzenia nauki, rodziny i pracy jeszcze przede mną ;)

      Usuń
  2. Brawo! Niektórzy wszystkim się wytłumaczą, aby tak naprawdę nic nie robić... a to przecież nie na tym polega :)
    Aaaaaa i dziękuję za odwiedziny na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że odważyłaś się na studia. JA teraz ślęcze nad zdaniem prawo jazdy i po ostatnim brak mi motywacji. Ale w końcu musi się udać :) Dzieci motywują jednak do działania. Chociaż może się wydawać że ograniczają. Ale wcale tak nie jest ten wolny czas który pozostaje. Teraz jest bardziej doceniany niż gdy było się "wolnym" człowiekiem :) Dzięki za wiare w moje prawo jazdy :) Zapraszam jeszcze do mnie zaczytanaromantyczka.blog.pl. Wytrwałości na studiach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, jak Ty dajesz radę? Ja jestem tak zmęczona moją trójką, że nie miałabym siły się uczyć. Co prawda zapisałam się do szkoły policealnej (miała zaczynać się w lutym) ale nie uzbierano odpowiedniej liczby chętnych. Teraz nie wiem, czy się cieszyć, czy żałować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się dziwię czasami, że daję. Po prostu nauka języków sprawia mi przyjemność, robię to też poniekąd dla dziecka. No ale ja mam jednego szkraba, przy trójce pewnie miałabym problem.

      Usuń
  6. Powiem CI - wow!
    Gratulacje dla CIebie i pokłon dla Mamy. Moja Mama też zawsze mnie motywuje i za to jej dzięki! Mając malutkiego bobasa jeszcze znajdować czas na anukę - super. Zwłaszcza, że tak czesto spotyka się osoby, które tylko narzekają, jak to nie mają czas przy dziecku. Brawo, brawo! :):)

    OdpowiedzUsuń